Skip to main content
ArchiwumNews

Ludzie OGNIA !

By 4 stycznia 2010No Comments

Nie bez powodu

Pp. Benedykt XVI z okazji pamiątki Narodzenia Pańskiego, nie bez powodu zapalił w centrum chrześcijańskiego świata symboliczny ogień przed obchodami świąt. Może i dlatego, by przypomnieć nam, że jesteśmy jako chrześcijanie – uczniowie Chrystusa, powołani do niesienia ognia przez świat, by podpalać Dobrą Nowiną którą jest Jezus – ciągle tak bardzo niepoznany w wielu zakątkach świata. On przychodzi jako światło pośród ciemności ludzkiego zagubienia, które dzisiaj przybiera tak zróżnicowane formy…

Czy w Tobie się pali?

Czy pali się w Tobie ogień, od którego mogą zapalić się inni? Życie brutalnie udowadnia, że tego daru nie ma się na stałe, jeśli się o niego nie dba. Historie ludzi, wśród których żyjemy stają się dla nas wyzwaniem, by nie żyć przeciętnie, ale by być niespokojnym w porywie tchnienia Ducha Świętego.

Można wiele dyskutować na tematy związane z Jezusem Chrystusem i tego co powiedział. Można pisać prace naukowe a nawet robić analizy socjo – psycho – religijno – naukowe. Można traktować Jezusa jako „problem do przedyskutowania”  zamiast być Jego świadkiem. Można Go w końcu pokroić na kawałki, by lepiej poznać, ale wówczas w dłoniach pozostanie martwy…

Ale można przeżyć spotkanie z żywym Bogiem, który przychodzi jak ogień, który zapala. Ogień to ogień a nie produkt zastępczy – ogniopodobny (identyczny z naturalnym). Bóg przychodzi w Duchu Świętym jak ogień, który zapalając nie pozostawia wątpliwości że płonie. Jest to bardzo znamienne, ilekroć pytałem napotykane osoby o spotkanie z żywym Chrystusem, w ułamkach sekund widać było odpowiedź, zanim pytany otworzył usta. Po człowieku który spotkał Boga, to po prostu widać. On jest świadkiem spotkania z Ogniem, którego się nie zapomina i nie da schować.

Radość spotykania ludzi Ognia

Zapewne znasz syndrom żaby, która wrzucona do wrzątku wyskoczy; podgrzewana zaś w zimnej wodzie nie spostrzeże się kiedy zostanie ugotowana „na twardo”. Przed tym wielu się broni. Ci którzy zakosztowali Ognia, nie potrafią zadowolić się namiastkami. Oni chcą nieustannie więcej, co wcale nie wynika z zachłanności, ale potrzeby „więcej i dalej w zwyż”. Dlatego życie wśród stygnących, wypalonych przyzwyczajeniem, zgadzających się na „konieczne” kompromisy wynikające ze złożoności sytuacji (ble, ble, ble…), jest udręką dla ludzi Ognia. Stają się zaczynem, iskrą, propozycją, którą jednak można odrzucić a nawet niektórzy podejmują próby zagaszenia.

Twórczy niepokój, napięcie tworzenia, świadom0ść bycia nieustannie w drodze nie dla radochy ale z konieczności żaru. Bo jak stać w miejscu, gdy mając światło widzisz ludzi żyjących w ciemności?

Przychodzi taki czas, kiedy człowiek dojrzewa i odkrywa, że życie nie może być wyłącznie po to, by brać. Wówczas zaczyna się przygoda dawania, bez patrzenia na zapłatę. Przychodzi iskra w najmniej przewidywalnym momencie i podpala pragnienia a niemożliwe staje się możliwym.

Oszukiwani przez złego.

Nie daj się okraść! -m usłyszałem kiedyś od moich znajomych w Anglii. Zaciekawiło mnie to, choć nie wiedziałem jeszcze o co dokładnie chodzi. Jak wielu poznałem okradzionych z pięknych wizji i pragnień. Ludzi, którzy uwierzyli w kłamstwo,  że się nie da, że nie warto, że wszędzie się nie udaje, więc po co się wysilać i tracić życie? Tak, wielu moich znajomych dało się okraść i to w bardzo brutalny sposób. Jak wielu z nich nie spotykamy już w miejscach gdzie kiedyś marzyliśmy, by głosić Ewangelię. To bardzo smutne i choć staramy się trzymać fason, tak naprawdę wewnątrz płynie wiele łez z tego powodu.

Nie dajmy się oszukiwać. Świat dzisiaj jest o wiele bardziej przygotowany pod ewangeliczny zasiew, bo jak mówi stara prawda „im gorzej, tym lepiej”. Im bardziej człowiek pogubiony, tym bardziej woła i potrzebuje pomocy. Jak wielu takich ludzi spotykamy, którym przejadł się konsumpcyjny styl życia. Już nie ma oczekiwania na kolejną podnietę, czy adrenalinę, ale pośród samotności rozlega się wołanie o zauważenie i pomoc.

Nikt z nas nie jest wolny od pokusy poddania się i uwierzenia mniejszemu, czy większemu kłamstwu, by zniechęcić się, by pozostać wygodnie w swoim „domu”. Chrześcijanin to człowiek drogi, wędrowania, spotykania współtowarzyszy drogi, której kres nie jest aż tak daleko.

Wołajmy o Ducha Świętego

On jest Ogniem! On jest naszą nadzieją na przyszłość, na naszą codzienność. Z Nim nie ma rzeczy niemożliwych. Pomoże nam przekroczyć samych siebie. Wprowadzi nas na górę zbyt dla nas wysoką – jak modli się Psalmista. Zatem wołajmy przyjdź Duchu Święty, który nie jesteś duchem spokoju, ale potężnym Władcą, Panem i Ożywicielem!

ks. Artur Godnarski